sobota, 29 grudnia 2012

Rozdzial pierwszy


                                  I
Otwieram oczy. Najpierw prawe, potem lewe. Znowu zamykam. Analiza. Gdzie ja jestem? Nie wygląda to jakbym umarła. A może to tak właśnie jest w tym " lepszym" świecie? Mój wzrok nie uchwycił żadnego osobnika rasy ludzkiej. Widziałam szare ściany, biały metalowy stoliczek, a na nim bukiet kwiatów. Nie zauważyłam drugiego łóżka, byłam sama. Może to nie to samo co śmierć, ale zawsze coś. Nie słyszałam żadnych szeptów. Pierwszy raz od tak dawna czułam że jestem sama. Byłam szczęśliwa. Po mojej lewej znajdowało się okno. Za oknem, na gałęzi siedziały dwa kruki. Kruki- pomyślałam- towarzysze umarłych. Więc może jednak? Moje zmysły zaczęły się budzić. Nagle poczułam dziwny zapach. Zazwyczaj gdy miałam do czynienia z żyletką po przebudzeniu czułam ten odór. Szpital. Pamiętam że chciałam umrzeć. Wszystko zaczyna się jakoś układać w głowie. Pamięć zaczyna mi wracać.
      Tak, przegrałam. Wytwory schizy były silniejsze. Poddałam się, chciałam je zniszczyć przez zniszczenie siebie. Cel uświęca środki, myślałam. A teraz byłam tu. Sama, byłam szczęśliwa a jednocześnie przerażało mnie to. Kruki wpatrywały we mnie swoje przerażające  ślepia. Nieruchomo patrzyły, można powiedzieć że ślepo. Bałam się ich, bałam się wszystkiego. Jest tylko strach, bezmyślność, bezsilność. Chce podejść do okna, chce wstać z metalowego kojca, jednak coś mnie powstrzymuje. Jestem przywiązana w dwóch miejscach do łóżka. Pasy bezpieczeństwa, oni myślą że jestem nienormalna, że jestem szajbuską. Oni wiedzą o demonach, myślą że spotrafią ich powstrzymać. Oni polegną, tak jak ja!  Zaczełam krzyczeć, płakać. Drzwi się otworzyły. Zuważyłam dwie postacie, ubrane w białe fartuchy. Kobieta i mężczyzna. Na ich twarzach nie było widać emocji. Patrzyli na mnie bezmyślnie, jak tamte kruki!  Ukrywali coś, chowali coś przed moim wzrokiem spoglądali na siebie porozumiewawczo. Chcieli mi coś zrobić. Było mi dobrze na tym łóżku, w tym szarym pokoiku. W towarzystwie " martwych"  ptaków. Monstra w fartuchach zbliżały się do mnie. A ja próbowałam się oswowodzić, krzyczałam, zwracałam się do kruków z prośbami. Jednak Oni odgonili moich przyjaciół. Drzwi znowu się uchyliły, rozproszyło to moją uwage. Przestałam się miotać. Kobieta wbiła mi ręke igłe. Zaczełam odpływać. Mówili coś do mnie, ale nie słuchałam. Ktoś znowu otworzył drzwi, usłyszałam znajomy głos kobiety,  a potem głos Kurta, który śpiewał:  
 Screwed up is how she needs to be
With no clue of reality
I just want you to make me feel how I wanna feel
And tell me all the things that I wanna hear
And make me lose control
And make me go insane
I want a girl that does cocaine

Znowu to samo nie widzę nic. Ale czuje i słyszę. Czemu oni mi to zrobili?   słyszałam głos i szlochanie mojej matki, poprzednio też tak było. Chciała bym wiedzieć co się takiego stało...  Ojca nie słyszałam. Ale tak jest zawsze . Jego nie ma, jej równie często.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieje ze nie wywola ąz tylko kontrowersji. Przepraszam ze nadal ma jakąś cząstkę innych.

3 komentarze:

  1. Mi się podoba i kontynuuj pisanie tego bloga :) Tylko następnym razem odrobinę dłuższy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;) Bardzo mi się podoba ;) Czekam na następny :) Super piszesz, już lubię Twój styl pisania :)
    http://and-little-things-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń